Anna Lissewska - komentarze w artykułach

Ile wolności w miłości

Krystyna Romanowska/Elle

Walka o niezależność w związku często jest przykrywką dla innych problemów. Kiedy on mówi: "Ograniczasz moją wolność", nie szukaj sobie hobby, nie idź na psychoterapię. Jemu chodzi o coś innego. O co?

Każdy z trzech dotychczasowych partnerów mówił Izie: "Czuję się przez ciebie zniewolony". Muzyk rockowy powiedział to, bo Iza nie akceptowała jego niekończących się "muzycznych" imprez. Menedżer, gdyż zaborczość Izy (chciała, by wspólnie spędzali co drugi weekend) nie pozwala mu na rozwijanie skrzydeł i bycie sobą. Informatyk, ponieważ obecność dziewczyny zakłócała jego wolność grania w "Warcraft" każdego wieczora.

Iza: - Umiem dawać swobodę, bo sama też jej potrzebuję. Ale żądania facetów spowodowały, że czułam się jak pajęczyca oplatająca faceta siecią zniewolenia. Myślałam: może jestem kobietą bluszczem? Nudziarą, z którą facet nie ma ochoty spędzać wolnych wieczorów?.

W późniejsze związki wchodziła z jeszcze większą gotowością na dawanie wolności. Ale było jej ciągle za mało. Miotała się i zastanawiała, aż w końcu swojemu czwartemu facetowi dała tyle swobody, że zdradził ją z koleżanką z akademika, a ona nawet tego nie zauważyła.

Dzisiaj, po trzech latach, ma rocznego synka. Jej obecny partner nie czuje się zniewolony ani jej depresją poporodową, ani nocnym wstawaniem do malucha. - Wiem, że wołanie o wolność u moich poprzednich narzeczonych było najzwyklejszym robieniem mnie w konia. Oni nie chcieli układać sobie ze mną życia - podsumowuje Iza.

Nadużywanie wolności

Wejście w związek z drugim człowiekiem rozwija i ogranicza. Wzbogaca emocjonalnie i zmusza do myślenia o przyszłości. Ale przy braniu pod uwagę potrzeb kochanej osoby.

"Bliski związek oznacza daleko idące uzależnienie własnych działań, uczuć, losów od innego człowieka. (...) Intymność niesie koszty w postaci przeżywania cierpień i lęków już nie tylko własnych, ale też partnera" - pisze prof. Bogdan Wojciszke w "Psychologii miłości". Jak kochać i pozostać wolnym? - to ostatnio jedno z najmodniejszych pytań.
Czy najważniejsze? W epoce wynoszącej pod niebiosa indywidualizm i skoncentrowanie na własnym rozwoju związek jest uważany za coś, co ogranicza ten rozwój. I tak rzeczywiście jest. - Dobre relacje z partnerem buduje się, poświęcając mu czas, który do tej pory przeznaczało się na swoje zainteresowania - mówi Piotr Mosak, psychoterapeuta.

W zamian tworzy się nową wartość - wspólną przyszłość. Rozwój związku w naturalny sposób powinien stać na szczycie hierarchii. Co robić, kiedy w związku pada zdanie: "Musisz dać mi więcej wolności"? Zdać sobie sprawę, że nie o wolność tutaj chodzi.

- Słowa: niezależność, ograniczenie, przesłanianie świata, trzymanie na smyczy są wygodnym wytrychem. Są na tyle niekonkretne, że mogą być nadużywane przy każdej okazji. Wtedy nie trzeba rozmawiać o prawdziwych problemach w związku: o strachu przed bliskością, pustką duchową, nudą, niegotowością do bycia z kimś, traktowaniem partnera jako "poczekalni" przed "naprawdę wspaniałym związkiem" - ostrzega Piotr Mosak.

Słowem: jeżeli sama kochasz niezależność, a słyszysz od partnera: "Trzymasz mnie na za krótkiej smyczy", nie daj sobie wmówić, że jesteś kobietą bluszczem. Między neurotycznie kontrolującą kobietą a partnerką tworzącą związek z planami i przyszłością jest ogromna przestrzeń. Zastanów się, z czym twój związek naprawdę ma problem.

Czego pragną kobiety

Iza już wie. Muzyk rockowy był wiecznym chłopcem, menedżer bał się samotności, ale chciał "mieć fajny seks", a informatyk czuł się dobrze, kiedy ktoś gotował mu obiady. Niestety, kobiety częściej niż mężczyźni dają się złapać w pułapkę "wolnościowego poczucia winy". Dzieje się tak dlatego, że to one - jak wynika z badań psychologów - są stroną chcącą bardziej "przynależeć". Częściej są w związku obarczane winą za ograniczanie wolności drugiej strony.

Niby obie płcie mają takie same prawa w parze, ale to mężczyźni "muszą" mieć swoją "jaskinię" - samotną przestrzeń, gdzie odnajdują równowagę wewnętrzną i wsłuchują się w siebie. Przynajmniej tak tłumaczył męską skłonność do alienacji John Gray w sławnym cyklu o Marsjanach i Wenusjankach. Uważa się, że kobiety nie potrzebują "jaskini", żyją tylko dzięki innym i dla innych (chyba że salony kosmetyczne, babskie wieczory czy zajęcia jogi traktować jak "jaskinię"). Co ciekawe, przestrzeń wolności, niezależności w przypadku mężczyzny może się rozszerzać w nieskończoność.

- Niech sobie siedzi w tej "jaskini". Nawet i pół roku. Ale my w ogóle nie mamy wspólnego życia, żadnych wspólnych planów. Mnie traktuje jak przerwę w załatwianiu swoich bardzo ważnych spraw - mówi 29-letnia Karolina. Studiuje zaocznie marketing i pracuje dorywczo jako asystentka. Kiedy słyszy, jak jej starszy o dwa lata chłopak opowiada o swojej "jaskini", rośnie jej wielka kula w gardle. - Wychodzi z niej raz - dwa razy w tygodniu, żeby się ze mną spotkać. Mieszkamy w jednym mieście, każde u swoich rodziców. On mówi, że męczy go codzienne spotykanie się ze mną, bo ma dużo zajęć i swoje hobby, na które chciałby mieć czas. Ja też mam zajęcia i swoje zainteresowania, ale najbardziej cieszy mnie to, co robimy razem. On uważa, że to przesada, bo musi mieć więcej czasu dla siebie - mówi Karolina.

Planują wspólną, bliżej nieokreśloną przyszłość, która - jak śmieje się trochę gorzko Karolina - będzie musiała się zmieścić w jego wolnym czasie. Co jest prawdziwym problemem tego związku? Lenistwo i wygodnictwo chłopaka Karoliny, a przede wszystkim niechęć do bycia razem.

Zależni i niezależni

Według Anny Lissewskiej, psychoterapeutki, związek tworzą dwie niezależne jednostki zależne od siebie. Jak dwa okręgi przecinające się i tworzące część wspólną. - Mamy potrzebę posiadania własnej przestrzeni i świata. To, czy i w jakim stopniu chcemy je dzielić z innymi, zależy od doświadczeń w bliskich związkach. Począwszy od tych z rodzicami, na partnerach seksualnych kończąc - mówi Anna Lissewska.

- Partner dążący w związku do zależności mógł wynieść z dzieciństwa doświadczenie chłodnych relacji z rodzicami lub mógł być zostawiony przez jednego z nich. Teraz panicznie boi się opuszczenia i kurczowo trzyma się partnera. Ten, który ucieka przed bliskością, miał dominujących lub nadopiekuńczych rodziców, dlatego bliskość kojarzy mu się ze zniewoleniem. A że w przypadku mężczyzn często tą osobą jest matka, wobec tego tak wielu z nich ucieka przed intymnością z kobietą w związku. Zasłaniając się tarczą wolności, spychając odpowiedzialność na drugą stronę, mówią: "Kontrolujesz mnie, jesteś zazdrosna, nie dajesz mi oddychać".

- Doprowadza to do sytuacji, w których ludzie w związkach za wszelką cenę starają się nie ingerować w swoje światy. Boją się oskarżenia z drugiej strony: "Ty mnie ograniczasz". A chodzi o to, żeby dzielić się swoimi zainteresowaniami, poznawanymi ludźmi - mówi Piotr Mosak. Oczywiście, można zostawiać coś tylko do swojego użytku, coś, do czego dostęp mam tylko ja: własne pasje, znajomi, filmy, książki.

MĄŻ - moje hobby

Amerykański socjolog Hardy Brod ustalił, że mężczyźni definiują bliskość jako wspólne działanie: pracę, grę, seks, a kobiety jako wspólną rozmowę. Stąd też może wynikać sporo nieporozumień dotyczących wspólnego bycia razem. "Znajdź sobie jakieś hobby" - usłyszała 33-letnia Marianna od męża Rafała, kiedy wychodził z kolegami powłóczyć się po gdańskich Górkach Oliwskich z wykrywaczem metalu. "Ty jesteś moim hobby" - powiedziała sobie w myślach Marianna.

Dzisiaj są dwa lata po rozwodzie z inicjatywy Rafała, jednym z powodów była "niezgodność charakterów, ograniczanie wolności". Ale ta druga przyczyna była tylko konsekwencją tego, że w związek weszli jako bardzo młodzi ludzie, bez potrzeby posiadania swoich światów. -

Dwudziestolatkom wystarcza ich świat zbudowany bardziej z nadziei, ideałów i dobrych chęci niż rzeczywistej wiedzy życiowej. Tak bardzo chcą do siebie przynależeć, że z radością rezygnują z siebie - mówi Piotr Mosak. - Starsze, ukształtowane osoby nie porzucają tak chętnie przeszłości.

Kiedy Rafał miał ochotę zrobić krok naprzód i zbudować sobie coś własnego, Marianna nie dopuściła do tego. - Kobiety, wychodząc z domu bez zerwania więzów z matką, nie przerywają nigdy symbiozy i odtwarzają ją także w związku z mężczyzną. Żyją bez potrzeby posiadania swojej przestrzeni. Nie potrafią uznać inności drugiej osoby, bo przecież skoro są tacy do siebie podobni, ona doskonale wie, czego mężczyźnie potrzeba - mówi psychoterapeutka Anna Lissewska.

Często się zdarza, że w imię miłości ludzie mający przed związkiem swoje pasje, znajomych i kontakty porzucają je. Wtedy partner zaczyna spełniać wszystkie społeczne funkcje: powiernika, kolegi, przyjaciółki. - Tak się nie da. Nawet najwspanialsza osoba nie zastąpi nam całego świata - mówi Piotr Mosak.

Dzisiaj Rafał mówi, że na to abstrakcyjne "ograniczanie wolności" składały się drobiazgi. - Ze wszystkich imprez zawsze wychodziliśmy razem, nawet jak ja się dobrze bawiłem. Nie mogłem dłużej zostać u moich rodziców, bo Marianna ich nie lubiła - wspomina Rafał. - Ona była chorobliwie zazdrosna, ale nigdy się do tego nie przyznała. Nigdy też szczerze nie porozmawiali. Nie o wolności, tylko o konkretnych problemach w konkretnej sytuacji.

A jak żyć w związkach z pasjonatami, których hobby nie potrafisz dzielić? Rozmawiać, spróbować zaakceptować. Ale nie na siłę i wyraźnie stawiając granice. Piotr Mosak: - Znam przypadek dziewczyny, której mąż na tydzień przed porodem zapytał, czy może jechać na trekking do Maroka. Zgodziła się i? wniosła pozew o rozwód. Dała mu wolność. I uznała, że skoro facetowi przyszła do głowy taka myśl, nie ma szans na wspólną przyszłość.

Total free

Związki, w których obie strony cieszą się nieograniczoną wolnością, nie mają szans na rozwój. Trudno mówić, że ludzie mieszkający razem, ale bez wspólnych planów na przyszłość, pozwalający sobie na przelotne przygody są za siebie odpowiedzialni. - Na takie życie decydują się ludzie z przerośniętym, narcystycznym ego. Swoje sprawy uważają za najważniejsze i nie potrafią znieść jakiejkolwiek zależności. Kryzys następuje w momencie, kiedy jedna strona musi zrezygnować z części swojej wolności, np. kiedy ktoś zachoruje - mówi Anna Lissewska.

- Kiedy widzę, jak dziewczyny pilnują swoich facetów, wszędzie z nimi chodzą i ich kontrolują, śmiać mi się chce - mówi Kasia, 26-latka z dredami. Spotyka się, z kim chce i kiedy chce. Wspólnie ze swoim chłopakiem, 30-letnim Tymkiem, zapalonym wspinaczem, spędzają czas tylko wtedy, kiedy nie mają innych - ciekawszych od seksu i wspólnego jedzenia - zajęć. Wakacje także spędzają oddzielnie, by od siebie odpocząć.

Zgrzyt nastąpił miesiąc temu, kiedy się okazało, że Kasia musi iść na zabieg usunięcia znamienia do szpitala. Niby nic groźnego, ale zrobiło jej się zimno ze strachu. Chciała, żeby Tymek poszedł z nią. Właśnie się wspinał po ściance na Obozowej. Powiedział, że oddzwoni. Zrobił to - po pięciu dniach, kiedy skończył projekt, nad którym pracował.

Czy to, co tworzy dwójka absolutnie wolnych ludzi, jest związkiem? Gdzie się zaczyna oraz kończy w nim wolność. - To proste - mówi Anna Lissewska. - Czerwone światełko nadużywania niezależności powinno zapalić się wtedy, kiedy brak jest troski o drugą stronę. Gdy nie towarzyszy się jej w smutku, chorobie. Może to oznaczać, że partner nie potrafi wznieść się na wyższy poziom rozwoju, bo wspieranie drugiej osoby jest właśnie przekroczeniem etapu uważania się za pępek świata - mówi Anna Lissewska.

Jak rozmawiać o swojej wolności? Szczerze, bez abstrakcji i dawania dobrych rad drugiej stronie. Anna Lissewska mówi, że dobrze jest, jeżeli chociaż jedna strona uświadamia sobie problem. - Załóżmy, że kobieta wie, że jej mężczyzna ma problem z bliskością. Wtedy, gdy on nie będzie chciał się przytulić, będzie wiedziała, że ona z jego problemem nie ma nic wspólnego - radzi psychoterapeutka.

Jej zdaniem wato wyrwać się z ról odgrywanych w związkach: ona - kontrolująca, on - uciekający. Gdy "kontrolująca" odpuści sobie nadzór, on wcale nie będzie miał ochoty iść po raz czwarty w tym tygodniu na piwo z kolegami. Opozycja zależność - niezależność jest stałym konfliktem w każdym z nas. Nie pozwólmy na to, żeby najważniejszą rzeczą w naszym związku było dążenie do wolności. Wtedy lepiej wybrać samotność. Tylko czy samotność jest wolnością?

Zajmij się swoją wolnością

Z ust ukochanego słyszysz zdanie: "Ograniczasz moją wolność". Zanim dasz się ponieść poczuciu winy, zadaj sobie kilka pytań.

1. Przyjrzyj się sobie: zastanów się, czy rzeczywiście ma do tego powody. Przypomnij sobie swoje reakcje w różnych sytuacjach. Ile razy dzwonisz do niego, kiedy jest na spotkaniu ze znajomymi? Jak się zachowujesz, kiedy wraca - czy robisz mu wymówki, czy jest ci przykro, że nie spędził z tobą wieczoru? Jakie są twoje reakcje, kiedy nie może pójść z tobą do kina, bo musi pracować? Jeżeli twoim zdaniem nie ma w tym nic niepokojącego - twój mężczyzna nie ma zielonego pojęcia, z czym naprawdę ma problem.

2. Nie staraj się z nim o tym rozmawiać - o wolności się nie dyskutuje. Spróbuj na jego pretensje odpowiedzieć zdaniem: "Ty też mnie ograniczasz". Ciekawe, co ci odpowie.

3. Przyjrzyj się swojemu partnerowi: czasami ludzie wołający głośno o swoją wolność sami mają tendencje do ograniczania jej u partnera. Może to on reaguje niechęcią na twoje spotkania i znajomości, zmuszając cię, żebyś z nich zrezygnowała. Jak reaguje, kiedy się spotykasz z innymi mężczyznami, wychodzisz ze znajomymi bez niego i nie zawsze masz dla niego czas?

4. Zadbaj o swoją wolność: jeżeli czujesz, że masz tendencję do kontrolowania i kłopoty z zazdrością - nie stój na straży, nie czekaj, nie pilnuj. Zajmij się sobą. Może zaniedbałaś podczas tego związku jakieś wartościowe znajomości, może czeka na ciebie nauka nowego języka (przecież zawsze lubiłaś brzmienie hiszpańskiego "r")? Nie pytaj, nawet jeżeli cię to bardzo interesuje, co on robił, gdzie i z kim był. Gdy on przestanie być "goniony", uruchamia się w nim wtedy - jak mówią psycholodzy - jego "aspekt zależnościowy". A jeśli się tak nie stanie i dalej będzie miał w nosie twoje uczucia, to po co z nim być?