Anna Lissewska - NASTOLATEK.PL

„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł KLONOWANIE

Niby temat nie mający nic wspólnego z miłością i seksem, ale już z rozmnażaniem tak. Może stąd takie pytania do mnie :) i może się kiedyś z tym pogodzę, że mimo, iż jestem psychoterapeutą, oczekujecie ode mnie bycia ginekologiem, urologiem, dermatologiem, seksuologiem, specjalistą od powiększania penisa, wszelkiej maści naukowcem, autorytetem moralnym i cudotwórcą… I nie powiem – wiele się dzięki wam nauczyłam, dowiedziałam szukając odpowiedzi na wasze pytania. Ale zastrzegam - klonowanie to także nie moja działka, mogłam więc niechcący popełnić jakiś błąd, jak każdy laik próbujący przekazać wiedzę, o której ma małe pojęcie.

Zacznijmy od tego, co to jest klon. To grupa komórek, zarodków lub osobników identycznych pod względem genetycznym. Największy znany ludzki klon to pięcioraczki kanadyjskie urodzone w latach 30. (inne wieloraczki, np. słynne gdańskie pięcioraczki są częściowo bliźniętami jednojajowymi, a częściowo z kilku komórek jajowych).
Czyli klonowanie, to tworzenie identycznych kopii oryginału.
Klonowanie organizmów wyższych można przeprowadzić na dwa sposoby. Pierwszy polega na wykorzystaniu komórek zarodka zanim jeszcze zdążą się zróżnicować w wyspecjalizowane komórki tkanek (np. skóry, nerwów, mięśni…).
Drugi polega na tym, żeby zmusić dojrzałe komórki, które uległy już zróżnicowaniu, by zachowywały się jak komórki zarodka. Przykładem takiego sposobu jest stworzenie Ewy z żebra Adama :) Długi czas sądzono, że metodą tą nie da się sklonować dorosłego ssaka. A jednak! Najsłynniejsza owca świata Dolly urodziła się 5 lipca 1996 r. a praca nad tym cudem trwała 10 lat, obchodziła niewielu, prawie nikt nie chciał jej finansować. Ojcem cudu jest embriolog Ian Wilmut, tyle że tak naprawdę cudu nie było, tylko żmudna, wymagająca ogromnej cierpliwości i ślęczenia nad mikroskopem robota, którą wykonywał bez rozgłosu, w ciasnym, ogrzanym do temperatury ciała owcy, pokoju.
Dolly powstała z dojrzałej komórki pobranej z wymienia innej sześcioletniej owcy. Do tamtej pory sądzono, że jeśli w procesie różnicowania komórek zaszły nieodwracalne zmiany w ich DNA, zmuszenie ich, by stały się innymi komórkami, jest niemożliwe. Innymi słowy, skoro są to już komórki wymienia, to żadnymi innymi być nie mogą. Rzeczywiście, w procesie różnicowania komórek duża część łańcucha DNA zostaje zasłonięta przez białka czyniąc dostępnymi jedynie te jego fragmenty, które dana komórka wykorzystuje do pełnienia swych funkcji. Wilmut musiał nakłonić DNA wyspecjalizowanej już komórki do pozbycia się blokujących go białek. W tym celu głodził je, co spowodowało reaktywację uśpionych genów i powrót do stanu zarodkowego całej komórki. Następnie z wygłodzonej komórki wyjął jądro komórkowe i połączył je z pozbawioną uprzednio jądra komórką jajową (oocytem). Tę z kolei wszczepił matce zastępczej. Normalnie to plemnik zapoczątkowuje podziały komórkowe, ale pod warunkiem, że komórka jajowa, z którą się łączy, ma pojedynczy zespół chromosomów, a nie jak ta – podwójny, z tej racji, że jądro pochodziło z komórki somatycznej (ciała) a nie rozrodczej. To był kolejny krok do przekroczenia – jak sprawić, że spreparowany oocyt będzie się dzielił, jakby był zapłodniony. Keith Campbell - współpracownik Wilmuta poddał go trwającemu mikrosekundy elektrowstrząsowi, dzięki czemu na powierzchni styku wytworzyły się pory ułatwiające połączenie nowego jądra z komórką jajową, a do jej wnętrza przedostały się jony wapnia, co komórka odczytała jako efekt zapłodnienia i sygnał do rozpoczęcia rozwoju.
Dolly urodziła się za 277 podejściem!
Za nią, w ciągu paru następnych lat urodziły się dziesiątki sklonowanych myszy i cieląt, w tym kilka transgenicznych, czyli takich, którym wszczepiono geny np. do produkcji substancji wykorzystywanych przy produkcji leków, lub wywołujące choroby, nad którymi badania łatwiej przeprowadzać, gdy chorują na nie zwierzęta a nie ludzie, choć to kontrowersyjna sprawa dla obrońców praw zwierząt. Po cielętach były kozy i świnki. Pierwszym sklonowanym zwierzęciem domowym była kotka CC. Prawdopodobnie w ten sposób uzyskano także zarodek ludzki, w każdym razie z pewnością prowadzone są takie badania w klinikach zajmujących się bezpłodnością. Po tym, co ostatnio napisałam, można się domyśleć, po co w ogóle klonowanie. Np. by zmniejszyć koszty produkcji leków, bo taniej jest, gdy produkują je zwierzęta a nie firmy farmaceutyczne. Jak to się robi? Gdy do komórek krowy wprowadzi się geny kodujące produkcję potrzebnego lekarstwa, a następnie taką krowę sklonuje, będzie ona np. wraz z mlekiem produkować potrzebny lek. A najlepiej mieć całe stado klonów takiej krowy. Lek odzyskiwałoby się z mleka. Dzięki klonowaniu można by też hodować ludzkie tkanki czy narządy do transplantacji z komórek osoby, która ich potrzebuje, a więc bez konieczności czekania na dawcę i bez ryzyka ich odrzucenia. Jednak najwięcej emocji budzi klonowanie ludzi.
Większość naukowców sądzi, że na zwierzętach się nie skończy, i że narodziny sklonowanego człowieka są kwestią najbliższych lat (i co i rusz słychać plotki, że tak się już stało). Niestety poza fantastyczną obawą, że bogaci tyrani będą się kopiować, są bardzie przyziemne wątpliwości - czy technika klonowania została opanowana w wystarczającym stopniu, czy ludzki klon nie będzie się, tak jak Dolly, starzeć w przyspieszonym tempie, czy fakt, że u sklonowanych cieląt wyeliminowano ten problem, daje pewność co do gatunku ludzkiego? A co z odkryciem, że nawet pozornie zdrowe klony są pełne błędów? Mimo studzących zapał informacji na temat klonowania, mimo moralnych dylematów, nikt nie powstrzyma dalszych badań i prób. Tę machinę, raz włączoną, trudno już zatrzymać. Liczą na to ludzie bezpłodni, transplantolodzy i oczekujący na przeszczep, chorzy na choroby genetyczne, a także ci, którzy nie umieją pogodzić się ze śmiercią i chcieliby odtworzyć ukochane zwierze a nawet dziecko. Ja osobiście, jeśli miałabym na coś liczyć, to na powrót wymarłych, wytępionych przez ludzkość gatunków zwierząt :)

(Artykuł ten napisałam po przeczytaniu artykułów o klonowaniu Artura Włodarskiego w Gazecie Wyborczej)