„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł ONA I ICH DWÓCH, ON I ONE DWIE

Czasem płaczecie, że nie macie chłopaka/dziewczyny, czasem macie problem nadmiaru. Ci co nie mają nikogo, myślą, że chcieliby mieć takie zmartwienie. Tymczasem męczarnie, jakie przechodzą osoby nie umiejące dokonać wyboru czy lawirujące między dwoma partnerami, są nie do pozazdroszczenia.
„Znam dwóch chłopaków. Jeden z nich od dawna mi się podoba, ale ten drugi poprosił mnie o chodzenie i ja się zgodziłam. Obecnie ten pierwszy jest mną też zainteresowany, ale mój obecny chłopak bardzo mnie kocha i ja nie chcę go zostawić. Co mam zrobić?” „Co zrobić jeżeli kocha się dwie osoby naraz. Jednego chłopca obecnego a jednocześnie chłopaka z którym chodziłam wcześniej, lecz musiałam z nim skończyć. On chce być ze mną teraz.”
Osiołkowi w żłobie dano. Jak mężczyźnie, który ma żonę i kochankę. Każda daje co innego i trudno z czegokolwiek zrezygnować. Dokonanie wyboru oznaczałoby jakąś stratę. Tymczasem chciałoby się mieć wszystko, łatwo więc o usprawiedliwienie, że odmawiając czy zostawiając jedną/jednego z nich, naraziłoby się go na cierpienie. Myśl, że większym cierpieniem być jednym z dwóch, nie przychodzi do głowy nawet tym, którzy tym jednym z dwóch są. Wolą to, niż nic? Liczą na to, że w końcu zostaną wybrani? Czasem nic o tym nie wiedzą, po prostu są oszukiwani, choć częściej przymykają oczy na prawdę, nie chcąc się z nią konfrontować. Godzą się na to, by nie przeżywać rozstania, nie zmuszają partnera, by wreszcie się na kogoś zdecydował, z obawy że zrezygnuje właśnie z nich. Nawet jeśli zmuszają, to nie stawiają sprawy na ostrzu noża, nie ma – „ja albo on/ona, bo jak nie, to odchodzę” i zrealizowania tej groźby. Bo wbrew pozorom, mimo iż grożą i ciskają się, jest im z tym wygodnie. Gdy się jest jednym/jedną z dwóch, ma się tylko połowę bliskości, związku, zależności. Oprócz potrzeby edypalnej wygranej (piszę o tym m.in. w DUŻA RÓŻNICA WIEKU MIĘDZY PARTNERAMI), to właśnie lęk przed oddaniem się i byciem przyjętym w całości, postawieniem kropki na „i”, że to ten partner i już, ten związek i żaden inny, popychają w układ trójkąta. Psychologowie mówią, że stołek na trzech nogach stoi stabilniej niż na dwóch. Nie oznacza to, że trójkąt jest lepszy, tylko że dla tych par, które nie umieją poradzić sobie z bliskością, czasem jest jedynym choć chorym rozwiązaniem. Być z dwoma, lub jednym z dwóch, to nie być z nikim na dobre. To tak jak z „uniwersalnym środkiem” - gdy coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.

Pozycja tego, który „ma” dwie/dwóch wydaje się nieco lepsza. Rzeczywiście może poczuć się dowartościowany, że taki chciany, rozrywany, że może „przebierać w propozycjach” a nie „prosić się”. Żyje w przyjemnym złudzeniu, że to nie jemu zależy, lecz tym dwóm, które/którzy tkwią mimo wszystko przy nim, nie odchodzą, bo tak bardzo jest dla nich atrakcyjny. Wszystkie swoje zależnościowe uczucia scedował na te dwie, często starające się czy walczące o niego osoby. Ale najprzyjemniejszym złudzeniem jest, że MOŻE MIEĆ WSZYSTKO, Z NICZEGO NIE MUSI REZYGNOWAĆ. Taka wizja, że z życia można czerpać garściami, nie ma ograniczeń, nie trzeba dokonywać wyboru, bo można mieć i to i to, to kolejna wizja niemowlęcia. „Wszystko mi się należy” to hasło niejednego trzylatka, który nie pożegnał się z przekonaniem, że mama/cały świat żyje tylko dla niego, i tupie, okłada pięściami każdego, kto mu czegoś zabrania lub nie chce czegoś dać. O ile zachowanie trzylatka można jeszcze zrozumieć, o tyle w wydaniu osoby dorosłej, nawet pod płaszczykiem kulturalnego zachowania, jest irytujące. „Dlaczego miałbym z czegoś rezygnować” to dewiza wielu osób. Oznacza ni mniej ni więcej, tylko: „liczę się tylko ja i moje potrzeby”. Aby to realizować, trzeba się nie liczyć z innymi ludźmi. A to, że ktoś, kto kocha, godzi się na bycie jednym z dwóch, lub wciąż zdradzanym, bo nie umie odejść, nie usprawiedliwia tego faktu.
Dwóch partnerów to także świetny mechanizm obronny przed uznaniem, że rzeczywistość jest nie tylko pełna ograniczeń, ale że składa się ze złych i dobrych elementów jednocześnie i budzi w nas ambiwalencję (czyli jednocześnie sprzeczne uczucia, np. miłości i złości). Podzielenie sobie świata na dwa, w jednej części umieszczając to co dobre, w drugiej - złe, to przykład mechanizmu rozszczepienia (patrz: PSYCHIKA…). Niektórzy nie potrafią żyć z kimś, kto budzi różne emocje, o kim myśli się i dobrze i źle, a po fazie idealizacji w miłości, każdy partner okazuje się „normalnym” człowiekiem, czyli ma i zalety, i wady. „Rozwiązaniem” (cudzysłów dla podkreślenia, że to kolejne chore rozwiązanie) jest uciekanie od jednego partnera do drugiego, by nie borykać się z jedną osobą, którą się kocha i do której ma się mnóstwo złości i żalu. Po to, czego nie daje i co budzi negatywne uczucia, idzie się do tej/tego drugiego. A gdy ten/ta nie sprosta wszystkim oczekiwaniom (a nie sprosta, bo to nie realne!) i okazuje się nie taka idealna, jakby się chciało, myk z powrotem do pierwszego partnera. Mechanizm rozszczepienia pozwala albo na stałe albo w zależności od tego, który z dwóch partnerów jest teraz w łaskach, umieścić to co złe w jednym z nich, a to co dobre - w drugim. Dzięki temu nie trzeba się męczyć z ambiwalencją w uczuciach. Jednego czasowo się wyidealizuje, drugiego – zdewaluuje, lub na chwilę o nim zapomni a wraz z nim o istnieniu negatywnych uczuć.
Taki sposób na życie, który pozwala tkwić w złudzeniach i nie borykać się z szarą rzeczywistością, niektórym może wydać się atrakcyjny. Nie jest to jednak pozycja komfortowa. Trzeba się wiele namęczyć, żeby utrzymać taki stan rzeczy. Nieźle nalawirować, naoszukiwać, wciąż pilnować, by ten układ się nie rozleciał, bo jedna/jeden z dwóch nie wytrzyma i odejdzie. Ktoś taki żyje w ciągłym napięciu, bo przecież w każdej sekundzie życia grozi mu strata złudzeń.

Gdy ktoś do tej pory nie pogodził się z tym, że…
…w życiu są drzwi, które trzeba za sobą zamknąć, by w pełni cieszyć się tym, co się ma,
… trzymanie ciągle otwartych furtek (np. nie mówienie TAK ani NIE komuś, komu zależy, podtrzymywanie w nim nadziei, by nie odszedł, trzymanie w obwodzie, „na wszelki wypadek”) nie pozwala ani niczego skończyć (i nie dotyczy to tylko spraw damsko męskich, ale także rozpoczętych przedsięwzięć, np. studiów…), ani porządnie zacząć nowego,
… nie da się żyć bez dokonywania wyborów, a każdy wybór oznacza stratę i zysk jednocześnie, traci się to, czego się nie wybrało, zyskuje, co wybrało, więc gdy się wzbrania przed stratą, nie można też zdobyć, wszystko zostaje w sferze możliwości a nie rzeczywistości,
… mając „wszystko” nie ma się nic, bo mieć wszystko to iluzja, a iluzje nie sprawiają prawdziwej radości, cieszy dopiero coś konkretnego, coś jedynego spośród wielu,
…zaspokajając tylko swoje potrzeby, folgując zachłanności, robi się to kosztem innych, nie liczy się z tymi, których kocha, nie ma więc to nic wspólnego z miłością,
…ten, kto ma na względzie tylko siebie samego, tak naprawdę jest SAM, choćby nie wiem ile kochających go osób godziło się na taki stan rzeczy i było przy nim, bo pępek świata zawsze jest tylko jeden i skazany na samotność, jak aktor w świetle reflektora na scenie, podziwiany z dala przez widownię,
…spokoju można zaznać tylko godząc się z rzeczywistością – zwykłą, szarą, pełną sprzeczności, cudowną i okropną jednocześnie, uciekając od niej, jest się w ciągłym stanie niepokoju, co nie pozwala, jak gonionemu zwierzęciu, spać, trawić, obniża odporność…,

…niech będzie świadomy, że ta walka o zachowanie nieograniczonych możliwości jest bardzo kosztowna. Potwierdzą to ci, którzy „puszczą” jednego z partnerów, pozwolą mu odejść i skupią się na drugim… JAKA ULGA!