Anna Lissewska - NASTOLATEK.PL

„NASTOLATEK.PL czyli przewodnik po życiu nie tylko dla nastolatków, ich rodziców i pedagogów” – artykuł NARCYZM

Osoba narcystyczna kojarzy się z kimś zapatrzonym w siebie, zakochanym w sobie niczym Narcyz z mitu o pięknym młodzieńcu, który upojony swoim odbiciem w wodzie, wpatrywał się w nie, zamiast ŻYĆ.
Nie myślicie tak o sobie, bo przecież nie przypominacie kogoś zarozumiałego, pewnego siebie, a nawet dopada was lęk, że jesteście nikim, zerem, kimś gorszym od całej reszty. Daleko wam do pewnych siebie, przekonanych o swojej wartości, wręcz przeciwnie, często borykacie się z zawiścią, że ktoś jest piękniejszy, mądrzejszy, bogatszy, lepiej ubrany i ma większe powodzenie.
Żeby z tego powodu nie cierpieć, umniejszacie tych, którym zazdrościcie, z radością odkrywacie ich wady, czekacie na ich potknięcia i niepowodzenia. Własną zawiść przypisujecie innym, dlatego boicie się, że się wam coś wymknie, z czego inni będą kpić i opowiadać o tym za waszymi plecami. Że okaże się, że założyliście ciuch, którego nie wypada nosić, że macie nie taką jak trzeba komórkę, nie znacie się, na czym trzeba, jesteście nie tacy, jakich uznają ci z towarzyskiej elity…
Zadajecie się tylko z nimi, lub marzycie, by przyjęli was do swego grona, jakby to było równoznaczne z posiadaniem legitymacji „Klubu Ludzi, Którzy są KIMŚ”. Przyjaźnicie się i chodzicie tylko z tymi, którzy podobają się waszym znajomym, drżycie, że wasz chłopak czy dziewczyna przyniosą wam wstyd nieodpowiednim wyglądem, niemodnym ubiorem, głupią odzywką.
Obawiacie się pospolitości, bycia jednym z wielu, zwyczajnym, szarym człowiekiem, jednocześnie boicie się wyróżnić w „nieodpowiedni” sposób. Jeśli nie dostajecie szóstki czy piątki, wolicie dostać pałę, byleby nie być przeciętnym.
Podziw i zachwyt w oczach innych jest tym, czego najbardziej pragniecie i jest to droga do waszego „serca”. Serce jest w cudzysłowu, bo tak naprawdę chodzi o próżność. Inni ludzie są po to, by ją zaspokajać. Również ci, w których się zakochujecie, a „kochacie” ich dotąd, dopóki ją karmią.
Jesteście z kimś, dopóki związek jest na waszych warunkach. Nie można mieć do was pretensji ani żadnych „ale”, bo wtedy odwracacie się na pięcie, lub odwrotnie, nie spoczniecie, zanim nie udowodnicie, że ktoś się co do was myli.
Można z wami być, dopóki kręci się wokół was, jest się wami zachwyconym i jesteście jedyni i najważniejsi na świecie. No i dopóki inni zazdroszczą wam takiego świetnego chłopaka czy pięknej dziewczyny. Bo najważniejszą cechą „ukochanej osoby” ma być to, by można się nią było pochwalić.
Związek kończy się, gdy przestajecie widzieć podziw w jej oczach lub, gdy dziewczyna czy chłopak zaczynają „być żałosni”. Dzieje się tak, gdy zaczyna im na was zależeć, gdy was potrzebują i domagają się miłości. Znudzeni i pełni pogardy dla takiej zależności, szukacie podziwu gdzie indziej, zachwyceni, gdy ktoś nowy, w opinii innych lepszy od starego, zwróci na was uwagę.
Ale dbacie o to, by w niczym nie zależeć od niego, by go nie potrzebować i nie być skazanym na jego łaskę. Cenicie sobie niezależność i samowystarczalność, nawet za cenę samotności.
Pokrywacie ją, o ile się da, przygodnymi znajomościami. Nie musicie się z nikim liczyć, bo dacie sobie radę sami.
A jeśli świat się na was nie poznał i nie zachwyca się wami, swoją wyjątkowość budujecie na przekonaniu, że wszyscy i wszystko jest przeciwko wam, a waszych wyjątkowych problemów nikt nie jest w stanie zrozumieć.
Tak jest? Odnajdujecie w tym siebie? To jest właśnie narcyzm. I być może wyrośniecie z niego, bo narcystyczny stosunek do świata jest typowy dla nastolatków, ale może będziecie się z nim borykać całe życie, choć nie przyjdzie wam na myśl, że to wasz narcyzm właśnie ponosi winę za niepowodzenia i nieudane związki.

Narcyzm to także typowa dla młodości niezgoda na ograniczenia, przekonanie, że wszystko jest możliwe, wszystko jeszcze przed wami, a jeśli czegoś jeszcze nie osiągnęliście, to tylko z lenistwa i jeszcze przyjdzie na to czas. Myśl, że nie podejmujecie pewnych kroków, by nie przekonać się przypadkiem, że wasze możliwości są zbyt małe do planowanych osiągnięć, a przede wszystkim mają się nijak do waszego mniemania o sobie, nie wpada wam do głowy. W ten sposób odsuwacie od siebie tzw. narcystyczne zranienie, czyli moment konfrontacji waszego podkoloryzowanego obrazu siebie z tym, jacy rzeczywiście jesteście.

Każdy człowiek ma ograniczenia. Gdy jest piękny, zdolny, zdrowy i młody, kryzys narcystyczny dopadnie go dopiero, gdy nie będzie już w stanie uciekać od faktu przemijania i starości. Narcyz zaprzecza temu tak długo, jak się da, a gdy się nie da, wpada w depresję. Czasem popełnia samobójstwo lub prowokuje nagłą śmierć, by bezradnie nie czekać na starość, ból, choroby i ostateczny koniec. Bo narcyz to ktoś, kto nie może znieść, że coś nie jest na jego warunkach, nawet śmierć.
Gdy nie układa się po jego myśli, uważa, że to na złość jemu. Jest wściekły, gdy świat nie chce dopasować się do niego, tylko on musi do świata. By tę złośliwość wytrzymać, popada w nałogi. Gdy kończy się codzienna gonitwa szczurów (by przypadkiem nie zostać w tyle i osiągać, co wypada mieć), spędza wieczór na dolewaniu do szklaneczki.
Nie znosi, gdy coś ma na niego wpływ, czego nie może kontrolować, boi się więc wszelkiej zależności od drugiego człowieka.
Jest mistrzem manipulacji, by osiągać, co chce. Nie jest w stanie ścierpieć porażki oraz tego, że czegoś nie może. Jeśli więc w jakimś obszarze jego życia nie udaje się podtrzymać narcystycznych złudzeń o wszechmocy, po prostu wycofuje się i udaje, że go to nie interesuje, „realizuje się” tam, gdzie może nadal się oszukiwać, oraz dorabia świetne teorie na potwierdzenie, że jego wybór jest właściwy.
Ucieka od rywalizacji zakładając z góry, że jest najlepszy, albo twierdząc, że jest ponadto.
Dopada go jednak niepokój, gdy porównuje się z innymi, a czasem żyje w przekonaniu, że wszyscy mają lepiej od niego, nie zauważając tych, co nie mają, jakby żyli w innym świecie. To nie jest jego świat, nie chce do nich należeć, gdyż w jego oczach są gorsi.
Narcyza nie obowiązują kolejki, nie prosi i niechętnie dziękuje, bo przecież JEMU SIĘ NALEŻY.
Nie przyznaje się do błędu i nie przeprasza, bo poczucie winy jest mu obce. Żeby je mieć, trzeba by się liczyć z innymi, troszczyć o nich, a on troszczy się tylko o to, jak dzięki nim wygląda.
Czasem robi wrażenie, jakby się przejmował i dbał, ale gdy bliżej się mu przyjrzeć, okazuje się, że robi to, by dobrze wypaść we własnych i cudzych oczach. Zamiast poczucia winy przeżywa lęk, że wypadł źle i co teraz inni pomyślą. Przejmuje się innymi tylko jako ewentualnymi świadkami jego wpadek i żyje w przekonaniu, że cały świat nie ma nic lepszego do roboty od czyhania na jego błędy.
Ale najwięcej problemów ma w życiu osobistym. Jeśli nie jest łakomym kąskiem dla innych narcyzów, ma problem, by się do kogoś zbliżyć. Bo przecież to poniżej godności okazać komuś swoje zainteresowanie, przyznać, że się pragnie, prosić i czekać. Jeśli żadnej księżniczki nie oczaruje jego widok ani żaden książę nie przybędzie na białym koniu, dumny i samotny sczeźnie w swej wieży.
Jeśli nawet ktoś się tam do niego wdrapie lub on sam na chwilę zejdzie na ziemię, pojawi się problem następny. Bo narcyz najbardziej ze wszystkiego boi się zaangażowania, tego, że mu będzie na kimś zależeć, kto nie zależy od niego i w ogóle związku dwojga osób na równych prawach.
Ponieważ się nie angażuje, szybko się nudzi. Ucieka, gdy kończy się ekscytacja nowością. Skacze z kwiatka na kwiatek, albo tworzy tzw. związki narcystyczne.
Narcystyczne związki to takie, w których nie kocha się człowieka, tylko własne odbicie w jego oczach. Oczywiście kocha się je dotąd, dopóki jest wystarczająco ładne, a gdy przestaje, bo partner przejrzał na oczy i widzi wady, idzie się szukać swojego piękniejszego odzwierciedlenia u nowego.
Właściwie „partner” to nieodpowiednie słowo, w żadnym wypadku nie jest partnerem, lecz jest przez narcyza używany, ma za zadanie kręcić się wokół niego, potwierdzać jego wyjątkowość i ważność, a poza tym jest jak markowy strój czy samochód, czyli dodatek, z którym można się pokazać w towarzystwie. Dopóki obie strony nawzajem zaspokajają swoje narcystyczne potrzeby, dotąd taki związek trwa.
Nie ma w nim dzieci, bo za bardzo przypominałyby o przemijaniu, odbierałyby wolność, trzeba by się dopasować do ich potrzeb, a poza tym, gdy są maleńkie, „są tak obrzydliwie bezradne i zależne”. No i mogłoby się okazać, że nie jest się idealnym rodzicem, a nawet przeżyć wychowawczą porażkę. Jeśli dzieci są, to dlatego, że ktoś w nie wrobił albo muszą być, bo pasują do ogólnie przyjętej konwencji, wizerunku idealnego małżeństwa, do domu z ogródkiem i samochodu. Najlepiej dwójka, chłopczyk i dziewczynka. Oczywiście na podobieństwo rodziców, idealne dzieci, duma rodziców, którymi można się chwalić.
Narcyz zwierząt też nie ma, bo te jeszcze bardziej niż dzieci, nie chcą się podporządkować, bezczelnie linieją i drapią modną kanapę, trzeba po nich sprzątać a nie daj Boże wyprowadzać. Jeśli ma, to super rasowca, który przysparza chwały, albo takiego dużego rudego, jak na amerykańskich filmach przy kominku, by uzupełniał obrazek pt. „Szczęśliwa rodzina”. Wyjątkiem są te narcyzy, które lubią koty, bo cenią niezależność. Ale gdy zwierzak okaże się zbyt niezależny, kończy przywiązany smyczą do płotu. Narcyz nie kocha, nie troszczy się i nie liczy się z czyimiś uczuciami.

Jeśli więc zakochujesz się tylko w osobach atrakcyjnych, by dzięki temu, że chcą z tobą być, dodać sobie wartości, pamiętaj, że one „kochają” cię z tego samego powodu. Myślą, że jesteś KIMŚ, w czyim blasku można się kąpać, w nadziei, że skapnie nieco i na nie. Nie łudź się jednak, że jesteś taki, jakim teraz się ktoś zachwyca. Wyidealizował cię, bo chce cię tak widzieć, aby podtrzymać iluzję, że także jest wyjątkowy. Tylko do tego jesteś mu potrzebny. Jego rozczarowanie to kwestia czasu, tak jak kwestią czasu jest to, że odejdzie od ciebie, gdy znajdzie sobie lepsze lusterko. Lepsze, bo widzi w nim ładniejszy obraz siebie. Gdybyś był taki cudowny, mądry, piękny i wyjątkowy, jak ci mówi (adresaci artykułu płci żeńskiej niech sobie zmienią końcówki w wyrazach rodzaju męskiego), nie musiałbyś poszukiwać swojej wartości w oczach innych. Byłbyś jej pewny i nie musiałbyś jej ciągle potwierdzać i udowadniać kolejnymi zdobyczami. Gdy się wie, kim się jest i zna swoją prawdziwą wartość, ukochana osoba sama w sobie jest wartością. Nie jest wtedy piękną lalką, czy pustym, świetnie ubranym przystojniakiem, lecz ma duszę. Możesz być pewny, że liczy się dla niej nie to, jaką pozycję zajmujesz, ile masz i jak wyglądasz, co przecież w końcu mija, ale to, KIM jesteś naprawdę. Tylko wtedy możesz ufać, że kocha CIEBIE, a nie kogoś wymyślonego na swój użytek, kim w rzeczywistości nie jesteś. Problemem może być to, że nie odróżniasz maski, którą nosisz i swojego odbicia od SIEBIE, że sam nie wiesz, kim jesteś!

Każdy z nas jest mniej lub bardziej narcystyczny. Pewną dozę narcyzmu trzeba mieć, aby coś w życiu osiągnąć i żyć godnie, ale gdy go mamy zbyt wiele, żyć się nie da. Wtedy warto pomyśleć o psychoterapii. Choć zła wiadomość jest taka, że terapia zatwardziałych narcyzów często kończy się niepowodzeniem.